Tyranny of the Afterthought
finisaż

©dzięki uprzejmości Marcin Pietrucin i galeria Rdza.
Znajduję się w galerii Rdza – przestrzeni po galerii Muzalewska, w której odbywały się huczne wernisaże, wystawy, spotkania, interesy, i cała masa innych historii, o których nie mam pojęcia. Fotografie zawieszone w kuchni przypominają o nich. Liczne odbitki w standardowych niegdyś formatach, ze swoją specyfiką ówczesnych materiałów i światła lampy błyskowej – nadają osobliwej patyny temu miejscu.
Oglądam wystawę. We wszystkich pomieszczeniach, zaczynając do korytarza, rozmieszczone są niewielkie obiekty Marcina Czerkasowa. Prace kipią odwołaniami do filozofii, kultury i polityki. Artystę interesują niewiedza i niezrozumiałość, nieprzejrzystość, „negatywna epistemologia”. Obiekty dotyczą zmagania się z wielkimi tematami, dla których same wydają się za małe. Jak gdyby nad powierzchnię czegoś wystawały tylko drobne elementy większej całości: czaszka lisa, znaczek pocztowy z Eisenhowerem, chińska waza, książka Hegla, książka Melville’a, czy cegła.
Kolejnym obiektem na bazie przedmiotu znalezionego jest praca Marcina Pietrucina – stary neon, a właściwie element podświetlający od środka szyld sklepu, pobrzękujący relikt współczesności. Okazuje się, że retro sci-fi już tu jest, odrobinę inne niż to znane z filmów. Obok świetlówek wiszą abstrakcyjne krajobrazy Fryderyka Szulgita, które efektownie korodują. Tradycyjnym barwnikom i mediom malarskim towarzyszą tu sproszkowane metale i siarka. Obie prace układają mi się w proces zoomowania, gdy patrzę na nie od prawej do lewej. Czyli najpierw krajobraz, ładnie dystopijny, a potem zbliżenie na detal przestrzeni miejskiej. Gdy spoglądam dalej w lewo, widzę elementy wnętrza. To praca Bartosza Milki – styropianowa gablota wraz z fragmentem podłogi, emanująca sprzecznymi właściwościami. Poważno-niepoważna, krucho-stabilna. Jej oczywista afunkcjonalność powoduje wrażenie jakiejś innej funkcjonalności, nad którą się zastanawiam.
Przestrzeń zasiedliły także prace z cyklu Insight Mateusza Hadasia. W pierwszym kontakcie rzeźby przywodzą mi na myśl postinternetowe bloby, które uwolniły się z ekranów telefonów i laptopów. W drugim wektor się odwraca. Myślę o tych pracach jako o bardzo analogowych i ręcznie wytwarzanych, oraz o ich drodze na ekran w formie dokumentacji wystawy. Mając wyobrażenie o żmudnym procesie artystycznym, skłaniam się ku spekulacji, iż rzeźbienie mogło oderwać artystę na dłuższy czas od ekranu. Podobne skojarzenia powoduje jego fotografia 3067.
Przedostatnią pracę stanowi instalacja rzeźbiarska Zuzanny Stempskiej zrobiona z patyków. Cenię sobie patyki. Chociażby dlatego, że sztukę da się zrobić z byle czego, nawet z kamieni czy patyków. Poza tym, zawsze wchodząc do lasu znajduję sobie patyk, który towarzyszy mi podczas spaceru. Jest jednocześnie niezastąpiony, jak i zupełnie zbędny, nic nie wart – mogę go wyrzucić w każdej chwili. Ten rodzaj obiektu kojarzy mi się z Popiołem Roberta Walsera, który był dla pisarza jedną z najbardziej wzruszających substancji, będąc absolutnie wątłą i zbędną. Dla mnie jest czymś w rodzaju poetyckiego hipoobiektu. Walser chyba nie mógł wiedzieć, że drobny popiół w postaci dwutlenku węgla stanie się głównym czynnikiem powodującym ocieplenie klimatu, hiperobiektem.
Ostatnią pracę stanowi zbiór wierszy Marcina Czerkasowa – stos zadrukowanych kartek, które można sobie brać. Jeżeli obiekty Marcina stanowią drobne elementy wystające nad powierzchnię czegoś, to tym czymś wydaje się jego poezja. Próbuję się w niej zanurzyć, ale przeszkadzają mi kręcący się wokół ludzie, znajomi i nieznajomi spotykani na wernisażu. Może zgarnę jakiś do kieszeni, na później.
Mateusz Sadowski
- Wtorek
16 - 20 - Środa
12 - 18 - Czwartek
17 - 20 - Piątek
14 - 17 - Sobota - Niedziela
16 - 20